3 tygodnie
pomyślałeś sobie
gorzki uśmiech
wyciekł na twe usta
...
rytualnie
okrążyłeś ćmami rąk
ślepe oko
kusicielki
bohatersko
przyjąłeś postrzał
nieprecyzyjną płaską
ranę
...
i zatrzepotały dziko
spłoszone płuca
złowrogo kracząc
obłąkańczym śmiechem
i wykwitły gwałtownie
purpurowe kwiaty
na białej łące
pachnącej snem
i eksplodowały nagle
na kraciastym niebie
ciepłe fajerwerki
zgnilizny świata
...
tak umierałeś
w m
skryte pod chłodem
twarde grudki
pęczniejące na biało
w ciemności
tuż na skrajach
świadomości
rozrastają się
w ciasną siatkę
oplatają cię
i krępują
cierpliwie zatruwają
nienaturalnie gęste myśli
...
a oni
zabierają ci
z dnia na dzień
cały twój świat
a oni
wyrywają cię
wraz z korzeniami
z twojego łóżka
a oni
grzebią ci
zimnymi palcami
w twoim umyśle
...
wbrew woli
ubierają cię
w paląco białą skórę
robaka
lśniącą
chodź
...
ciężcy i senni
od nabrzmiałych ciepło
czerwonymi popołudniami
wyświechtanych talentów
zsuniemy się
leniwym dojrzałym lotem
pod zmęczonymi bramami
w ciemną utopię
zejdziemy
prążkowaną gmatwaniną
karmelowo-białego mostu
pod brunatnymi chmurami
na gładkie piaskowe skały
...
a będzie tam gąszcz
rozmigotany duszno
dziesiątkami motyli
zrodzonych na pożarcie
a będzie tam zapach
rozsnute w przestrzeni
ulotne włókienka
słodkiej korzenności
a będzie tam granica
wyją